Śnieżne Kotły, to był nasz cel na kolejnej wycieczce podczas pobytu na urlopie w Karkonoszach.

Pogoda zapowiadała się dobra lecz na niebie cały czas krążyły chmury i wiał miejscami dość mocno wiatr. Temperatura w granicach 10 – 20 st. daje możliwość normalnej wędrówki. Jak komuś jest za zimno, to zawsze może coś na siebie włożyć. Nie raz w górach przekonaliśmy się, że pogoda na wejściu na szlak nie oznacza takiej samej na szczycie i dlatego nosimy w plecakach odpowiednie wyposażenie. Ktoś może powiedzieć, że to czasami niepotrzebnie, ale „lepiej nosić niż się prosić”, szczególnie jeżeli chodzi o wędrówki z dziećmi.

Naszą przygodę rozpoczęliśmy na parkingu w Szklarskiej Porębie od wejścia na żółty szlak w kierunku Łabskiego Szczytu. Trasa jest lekko wymagająca, cały czas prowadzi pod górę i nie daje wytchnienia praktycznie do samego schroniska. Po drodze mijamy grupę skalną o nazwie „Kukułcze Skały”, z której roztacza się ciekawy widok. Czas przejścia, to około półtora godziny.

Zatrzymaliśmy się w schronisku na jakiś czas i kiedy zaczęło robić się chłodno, ruszyliśmy dalej w kierunku na Śnieżne Kotły.

Cztery lata temu chcieliśmy zrobić taką samą trasę lecz niestety pogoda nam na to nie pozwoliła – opis tutaj. Tym razem jednak pogoda dopisywała i szybko nabieraliśmy wysokości pokonując kolejne wzniesienia. Po około 30 minutach wspinaczki, zobaczyliśmy budynek przekaźników tv. Trasa zrobiła się płaska lecz zaczęło mocno wiać i musieliśmy się poubierać.

Śnieżne Kotły są bardzo widokowym miejscem, na którym poczuć można wysokość na jakiej się przebywa. Niemal pionowy, kilkudziesięciometrowy uskok pod nami i tylko metalowa barierka dzieląca nas od przepaści powoduje, że czujemy lekką adrenalinę.

Nieustannie wiejący wiatr szybko nas wypłoszył z punktu widokowego. Schroniliśmy się za formacją skał położoną obok budynku. Sam budynek jest bardzo stary i niedostępny dla turystów. Pięć lat temu mieliśmy tutaj przygodę z Konradem gdy musiał skorzystać z toalety. Jak się okazało, nie było to możliwe i musieliśmy szukać miejsca na łonie natury. Na otwartym terenie o takie miejsce nie jest łatwo :).

Nasza dalsza wędrówka odbywała się raczej po płaskiej ścieżce w kierunku Hali Szrenickiej. Ominęliśmy schronisko na Szrenicy, bo nie mieliśmy zamiaru zjeżdżać kolejką do Szklarskiej Poręby. Schronisko na Hali Szrenickiej wyglądało jak opuszczone, może to za sprawą niezbyt dobrej pogody? Pusto znaczy cicho, czyli dobrze dla nas :).

Kolejny punkt na naszej trasie, to wodospad Kamieńczyka. Zaczęło padać po drodze więc nie zatrzymywaliśmy się i kontynuowaliśmy zejście do samochodu. Trzydzieści minut później przechodziliśmy obok dolnej stacji kolejki na Szrenicę. Była 17.30 i prawie wszystko było pozamykane, a turystów można zliczyć było na palcach jednej ręki. Środek sezonu – dziwne.

Mieliśmy troszkę szczęścia, bo po dotarciu do samochodu zaczęło już regularnie padać. Jednakże kiedy dojechaliśmy do Karpacza, to znowu słońce zawitało na niebie. Wycieczka była może i długa, może i czasami trudna, ale za to z ciekawymi widokami. Troszkę zimno było jak wiatr wiał mocno, ale ostatecznie wszystkim się podobało – polecamy.

Tytułowe zdjęcie lepszej jakości na tapetę (10MB – 4272 x 2848):

_DSC4517

Na koniec jeszcze mapy i opisy poszczególnych punktów tasy.